Siedziałam na korytarzu a w uszach wciąż brzmiał dźwięk karetki, słowa lekarzy mieszały mi się w głowie naprzemian z biciem serca.
- No gdzie jesteście ?? Umawialiśmy się na 10, jest 11 co was tak zajęło? - usłyszałam głos przyjaciółki
- No hallo...? Mam wam dać jeszcze chwilę? Rozumiem - kontynuowała zadowolona
-...w szpitalu, jesteśmy w szpitalu, przeze mnie...- rozłączyłam się
Siedziałam i patrzyłam w ścianę, do czasu w którym na miejsce dotarli nasi przyjaciele.
- Co się stało? - Kamila usiadła obok i ścisnęła moją dłoń
- To moja wina - szepnęłam
- Twoja! I jeśli mu się coś stanie, odpowiesz za to - krzyknął Michał
- Przestań tak mówić - wtrąciła Kamila
- Nie, on ma rację. To jest moja wina. - przytaknęłam
- Oczywiście że tak. Nie możesz mu po prostu odpuścić? Wybaczyć albo po prostu od niego odejść? - mówił podniesionym tonem
- Ja właśnie chciałam od niego odejść, wtedy to się stało - nadal mówiłam szeptem
- Michał daj już spokój to ich sprawa
- Dopóki są naszymi przyjaciółmi to nasza sprawa, ktoś musi w końcu zareagować. Nie widzisz co ona wyprawia?
- Ona? Przecież to Bartek zniszczył ten związek. Daria mu w końcu wybaczyła a on zachowuje się jak król życia - zaczęło wrzeć
- Kamila, Michał ma rację to moja wina bo gdybym była odpowiednia nie doszło by do tego. Bartek nie musiał by mnie oszukiwać bo to moja wina że go kocham i moja wina ze chciałam być tą jedyną a gdy on to zrozumiał myśli że tylko jeśli będę... - mówiłam
- Przepraszam, nie chciałem cię obwiniać - przerwał mi
- Przecież tylko stwierdziłeś fakty, nie? - spojrzałam na niego
- Przepraszam, to ze strachu - podszedł i objął mnie
-Rozumiem. .
Tak na prawdę nie rozumiałam, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Każdy widział inne błędy. Każdy widział problemy w każdym. Może to był sposób by rozwiązać tą sytuację.
- Kto z państwa jest rodziną do pana Bartka? - zapytał lekarz który wyszedł z sali
- Ona - powiedziała Kamila wypychając mnie przed lekarza
- Tak, ja - kiwnęłam znacząco głową
- Może pani wejść do sali - lekarz pokazał ręką na drzwi
- Ale to znaczy że wszystko w porządku? - zapytał Winiarski
- Tak, a co miałoby nie być? W tym stanie to normalne - skomentował lekarz
- Moment, w jakim stanie? - spojrzałam na niego
- Pan Kurek jest już znany w naszym gronie, niezwykle uparty człowiek od 3 sezonów wysyłamy go na odpoczynek, więc jeśli dalej tak będzie to spotkamy się jeszcze kilka razy - uśmiechnął się
- Czy to niebezpieczne? - wtrąciła Kamila
- Na dłuższą metę na pewno, a teraz proszę niech Pani wejdzie i można zabierać pacjenta ze sobą - ponownie się uśmiechnął
-To może przełożyć powrót do Rzeszowa? - zaproponowała Kamila
- Nie będzie trzeba - uśmiechnęłam się i weszłam do sali.
Bartek siedział na łóżku, podpięty do kroplówki i zerkał przez okno, usiadłam obok niego i otarłam policzki na których było jeszcze sporo cierpienia w postaci łez.
-Przepraszam, znowu moja wina - powiedział nadal patrząc przez okno
- Przepraszam, znowu moja wina - powtórzyłam po nim
Wtedy odwrócił się w moją stronę i spojrzał wymownie.
- No co? Odpinaj kroplówkę jedziemy do naszego domu - powiedziałam wstając z miejsca
- Naszego? Czy to znaczy? - odpiął kroplówkę i zerwał się z łóżka
- Tak właśnie to znaczy - pogładziłam jego policzki
- Zaczekaj muszę klęknąć ale musisz mi pomóc - złapał moje ręce
- Nie musisz klękać, zgadzam się się bez tego
- Muszę, bo to znak że ofiaruje Ci siebie więc mi pomóż
- Dobrze już - podałam mu rękę a on upadł na kolano. I wcisnął na mój palec pierścionek który dwukrotnie odrzuciłam
- Więc, zechcesz spędzić ze mną reszta życia?
- Z całą przyjemnością chcę - uklęknęłam razem z nim a nasze usta w końcu przypieczętowały radosną chwilę
niedziela, 30 października 2016
Rozdział 31
piątek, 21 października 2016
Rozdział 30
- Skoro wszystko okej to dlaczego uciekłaś i zamknęłaś się w łazience? - nadal próbował dostać się do środka
- Nie uciekłam po prostu chce wziąć prysznic - próbowałam zmienić temat
- A ja chce wziąć Ciebie za żonę, więc otwórz drzwi - szarpnął za klamkę
- Ale ja nie chce, rozumiesz - wyszłam do niego
- Dlaczego? - zobaczyłam smutek na jego twarzy
-Wstrzymajmy się z tym jeszcze chwilę, proszę - spojrzałam na niego
-Czy to znaczy że mnie nie kochasz?
-Kocham najbardziej na świecie, ale ja nie jestem jeszcze gotowa na takie poważne decyzję, zwłaszcza że dopiero co wszystko się wyjaśniło, zaczekajmy jeszcze chwilę
- Masz rację, co ja sobie myślałem, heh. Że co wrócę po kilku miesiącach, Ty mi wybaczysz i staniemy na ślubnym kobiercu
-Przestań, przecież nie powiedziałam nie
-Ani tak
-Wstrzymajmy się z tym jeszcze jakiś czas, zanim to wszystko się ułoży, kilka tygodni może miesięcy
-Tak, może od razu kilka lat? zanim się zdecydujesz czego chcesz - podniósł ton
- Nie zaczynaj, proszę Cię - spojrzałam na niego
-Jasne, moja wina. Zawsze
- Nie zachowuj się jak dziecko
- Jasne jak dziecko, spójrz w końcu jak Ty się zachowujesz
-Jesteś jak rozkapryszony gówniarz, nie mam ochoty z Tobą gadać - wzięłam kurtkę i wyszłam z pokoju zatrzaskując za sobą drzwi. Szłam przed siebie, gdzie mnie nogi poniosą, nie poniosły za daleko bo tylko do sąsiedniego parku, usiadłam na ławce, czułam jak łzy ciekną po moich policzkach, cholerna bezradność, to uczucie kiedy kogoś kochasz a on swoim zachowaniem rujnuje wszystko, wiem że też nie jestem idealna ale kocham go najbardziej na świecie, mimo wszystko nie jestem gotowa na oświadczyny, które pewnie i tak niczego by nie zmieniły, tylko podczas kłótni przed trzaśnięciem drzwi leciałby pierścionek z palca w jego kierunku. Zanim oboje nie dojrzejemy do tego, to nie ma sensu..
Siedziałam i patrzyłam przed siebie, mimo że łzy rozmazywały mi obraz przede mną, ujrzałam go, szedł w moją stronę. Usiadł obok i siedzieliśmy w milczeniu... słyszałam łomot serca, mojego i jego. Nawet one nie łomotały równym rytmem.
-Miałem ostatnią szansę i ją zmarnowałem..
-Ja nie miałam i też nie podołałam
-I co teraz?
-Jest jedno wyjście.
-Przyjmiesz zaręczyny? - spojrzał
-Ty pojedziesz do Japonii ja zostanę tutaj - wstałam z miejsca i poszłam w stronę hotelu
-Nie mówisz poważnie - złapał mnie za rękę
- Mówię poważnie Bartek, tak będzie najlepiej
-Najlepiej? Dla kogo do cholery? - krzyknął
-Dla Ciebie i dla mnie, ta cała sytuacja coraz bardziej mnie dobija zamiast sprawiać że jestem szczęśliwa, nie potrafimy być razem i doskonale o tym wiemy, ciągle próbujemy i nic, zawsze się kończy ZAWSZE
-Toksyczny związek, toksyczny ja, prawda?
-Nie..widocznie nie jesteśmy sobie pisani i powinniśmy byli zostać przy przyjaźni tak byłoby
najlepiej
-Kochasz mnie? - złapał moje ręcę
-Doskonale wiesz że Cię kocham ale jak widać to za mało na to by być razem, przepraszam...- wyrwałam się z uścisku i ponownie ruszyłam przed siebie
-Daria...- szepnął
- Proszę nie utrudniaj - odwróciłam się i zobaczyłam Bartka leżącego nieruchomo na chodniku...
- Nie uciekłam po prostu chce wziąć prysznic - próbowałam zmienić temat
- A ja chce wziąć Ciebie za żonę, więc otwórz drzwi - szarpnął za klamkę
- Ale ja nie chce, rozumiesz - wyszłam do niego
- Dlaczego? - zobaczyłam smutek na jego twarzy
-Wstrzymajmy się z tym jeszcze chwilę, proszę - spojrzałam na niego
-Czy to znaczy że mnie nie kochasz?
-Kocham najbardziej na świecie, ale ja nie jestem jeszcze gotowa na takie poważne decyzję, zwłaszcza że dopiero co wszystko się wyjaśniło, zaczekajmy jeszcze chwilę
- Masz rację, co ja sobie myślałem, heh. Że co wrócę po kilku miesiącach, Ty mi wybaczysz i staniemy na ślubnym kobiercu
-Przestań, przecież nie powiedziałam nie
-Ani tak
-Wstrzymajmy się z tym jeszcze jakiś czas, zanim to wszystko się ułoży, kilka tygodni może miesięcy
-Tak, może od razu kilka lat? zanim się zdecydujesz czego chcesz - podniósł ton
- Nie zaczynaj, proszę Cię - spojrzałam na niego
-Jasne, moja wina. Zawsze
- Nie zachowuj się jak dziecko
- Jasne jak dziecko, spójrz w końcu jak Ty się zachowujesz
-Jesteś jak rozkapryszony gówniarz, nie mam ochoty z Tobą gadać - wzięłam kurtkę i wyszłam z pokoju zatrzaskując za sobą drzwi. Szłam przed siebie, gdzie mnie nogi poniosą, nie poniosły za daleko bo tylko do sąsiedniego parku, usiadłam na ławce, czułam jak łzy ciekną po moich policzkach, cholerna bezradność, to uczucie kiedy kogoś kochasz a on swoim zachowaniem rujnuje wszystko, wiem że też nie jestem idealna ale kocham go najbardziej na świecie, mimo wszystko nie jestem gotowa na oświadczyny, które pewnie i tak niczego by nie zmieniły, tylko podczas kłótni przed trzaśnięciem drzwi leciałby pierścionek z palca w jego kierunku. Zanim oboje nie dojrzejemy do tego, to nie ma sensu..
Siedziałam i patrzyłam przed siebie, mimo że łzy rozmazywały mi obraz przede mną, ujrzałam go, szedł w moją stronę. Usiadł obok i siedzieliśmy w milczeniu... słyszałam łomot serca, mojego i jego. Nawet one nie łomotały równym rytmem.
-Miałem ostatnią szansę i ją zmarnowałem..
-Ja nie miałam i też nie podołałam
-I co teraz?
-Jest jedno wyjście.
-Przyjmiesz zaręczyny? - spojrzał
-Ty pojedziesz do Japonii ja zostanę tutaj - wstałam z miejsca i poszłam w stronę hotelu
-Nie mówisz poważnie - złapał mnie za rękę
- Mówię poważnie Bartek, tak będzie najlepiej
-Najlepiej? Dla kogo do cholery? - krzyknął
-Dla Ciebie i dla mnie, ta cała sytuacja coraz bardziej mnie dobija zamiast sprawiać że jestem szczęśliwa, nie potrafimy być razem i doskonale o tym wiemy, ciągle próbujemy i nic, zawsze się kończy ZAWSZE
-Toksyczny związek, toksyczny ja, prawda?
-Nie..widocznie nie jesteśmy sobie pisani i powinniśmy byli zostać przy przyjaźni tak byłoby
najlepiej
-Kochasz mnie? - złapał moje ręcę
-Doskonale wiesz że Cię kocham ale jak widać to za mało na to by być razem, przepraszam...- wyrwałam się z uścisku i ponownie ruszyłam przed siebie
-Daria...- szepnął
- Proszę nie utrudniaj - odwróciłam się i zobaczyłam Bartka leżącego nieruchomo na chodniku...
Subskrybuj:
Posty (Atom)