piątek, 21 października 2016

Rozdział 30

- Skoro wszystko okej to dlaczego uciekłaś i zamknęłaś się w łazience? - nadal próbował dostać się do środka
- Nie uciekłam po prostu chce wziąć prysznic - próbowałam zmienić temat
- A ja chce wziąć Ciebie za żonę, więc otwórz drzwi - szarpnął za klamkę
- Ale ja nie chce, rozumiesz - wyszłam do niego
- Dlaczego? - zobaczyłam smutek na jego twarzy
-Wstrzymajmy się z tym jeszcze chwilę, proszę - spojrzałam na niego
-Czy to znaczy że mnie nie kochasz?
-Kocham najbardziej na świecie, ale ja nie jestem jeszcze gotowa na takie poważne decyzję, zwłaszcza że dopiero co wszystko się wyjaśniło, zaczekajmy jeszcze chwilę
- Masz rację, co ja sobie myślałem, heh. Że co wrócę po kilku miesiącach, Ty mi wybaczysz i staniemy na ślubnym kobiercu
-Przestań, przecież nie powiedziałam nie
-Ani tak
-Wstrzymajmy się z tym jeszcze jakiś czas, zanim to wszystko się ułoży, kilka tygodni może miesięcy
-Tak, może od razu kilka lat? zanim się zdecydujesz czego chcesz - podniósł ton
- Nie zaczynaj, proszę Cię - spojrzałam na niego
-Jasne, moja wina. Zawsze
- Nie zachowuj się jak dziecko
- Jasne jak dziecko, spójrz w końcu jak Ty się zachowujesz
-Jesteś jak rozkapryszony gówniarz, nie mam ochoty z Tobą gadać - wzięłam kurtkę i wyszłam z pokoju zatrzaskując za sobą drzwi. Szłam przed siebie, gdzie mnie nogi poniosą, nie poniosły za daleko bo tylko do sąsiedniego parku, usiadłam na ławce, czułam jak łzy ciekną po moich policzkach, cholerna bezradność, to uczucie kiedy kogoś kochasz a on swoim zachowaniem rujnuje wszystko, wiem że też nie jestem idealna ale kocham go najbardziej na świecie, mimo wszystko nie jestem gotowa na oświadczyny, które pewnie i tak niczego by nie zmieniły, tylko podczas kłótni przed trzaśnięciem drzwi leciałby pierścionek z palca w jego kierunku. Zanim oboje nie dojrzejemy do tego, to nie ma sensu..
Siedziałam i patrzyłam przed siebie, mimo że łzy rozmazywały mi obraz przede mną, ujrzałam go, szedł w moją stronę. Usiadł obok i siedzieliśmy w milczeniu... słyszałam łomot serca, mojego i jego. Nawet one nie łomotały równym rytmem.
 -Miałem ostatnią szansę i ją zmarnowałem..
-Ja nie miałam i też nie podołałam
-I co teraz?
-Jest jedno wyjście.
-Przyjmiesz zaręczyny? - spojrzał
-Ty pojedziesz do Japonii ja zostanę tutaj - wstałam z miejsca i poszłam w stronę hotelu
-Nie mówisz poważnie - złapał mnie za rękę
- Mówię poważnie Bartek, tak będzie najlepiej
-Najlepiej? Dla kogo do cholery? - krzyknął
-Dla Ciebie i dla mnie, ta cała sytuacja coraz bardziej mnie dobija zamiast sprawiać że jestem szczęśliwa, nie potrafimy być razem i doskonale o tym wiemy, ciągle próbujemy i nic, zawsze się kończy ZAWSZE
-Toksyczny związek, toksyczny ja, prawda?
-Nie..widocznie nie jesteśmy sobie pisani i powinniśmy byli zostać przy przyjaźni tak byłoby
najlepiej
-Kochasz mnie? - złapał moje ręcę
-Doskonale wiesz że Cię kocham ale jak widać to za mało na to by być razem, przepraszam...- wyrwałam się z uścisku i ponownie ruszyłam przed siebie
-Daria...- szepnął
- Proszę nie utrudniaj - odwróciłam się i zobaczyłam Bartka leżącego nieruchomo na chodniku...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz